Ogląda się go właściwie jak pastisz, ale radość z tego faktu psuje świadomość, że w zamierzeniu twórców to wszystko miało być na poważnie...
Nie chciało mi się wierzyć, że z takimi aktorami i taką kasą oraz ciekawym pomysłem wyjściowym można tak totalnie schrzanić sprawę.
W tym filmie wszystko (no dobra, oprócz dekoracji) jest tandetne, sztuczne i przerysowane, momentami wręcz kreskówkowe, scenariusz to bzdura na bzdurze i dziurą pogania, reżyseria woła o pomstę do nieba (prowadzenie aktorów to jakaś porażka - jedynie Brolin i Stone jakoś się bronią, ale te ciepłe, dandysowate kluchy zrobione z Goslinga, którego charakterystyka postaci wskazywała, że miał być raczej twardym gliną, to już nawet nie wygląda na pastisz, a jakąś zupełną parodię, zaś reszta obsady, nawet Penn!, napuszona i przegięta jak w debiutanckiej sztuce szkolnego kółka teatralnego to też jakaś masakra), strzelaniny i mordobicia sztuczne i kompletnie nieporuszające, akcji niby dużo, ale napięcia zero.
Ten film miał kilka atutów - ładną stronę wizualną, kilka pojedynczych udanych scen, ale to wszystko niestety ginie w zalewie chłamu, bylejakości i banału, a w pamięci zostaje jedynie wrażenie zaprzepaszczonego potencjału i w efekcie marnego filmu oraz silne postanowienie, aby nigdy do niego nie wracać.
Skąd wiesz, jaki zamiar mieli twórcy ? Poważnie pytam, czytałeś gdzieś jakiś wywiad, czy coś ? Bo ja to odebrałam jako pastisz. Przecież tam ociekało nim. To właśnie mnie w nim ujęło. Nie wydaje mi się, żeby tylu dobrych aktorów zagrało w czymś co byłoby nieświadomie tandetne.
No a nawet jeśli zamiar twórców był "na poważnie" wyszedł im świetny pastisz, więc z nieudolności wyszło coś fajnego. I ja to tak postrzegam :)
No cóż, dla mnie tak to po prostu wyglądało – za dużo rzeczy było tam „na poważnie”. Nie czytałem wywiadów z twórcami i oczywiście mogę się mylić, ale takie odniosłem wrażenie.
Tak czy inaczej film mi się nie podobał – nawet jeśli przyjąć, że był zamierzonym pastiszem, to kompletnie mnie nie wciągnął, a raczej zmęczył.
Co do aktorów – nie zawsze po scenariuszu da się rozpoznać, jaki będzie końcowy efekt; nie byłby to pierwszy przypadek, gdzie znakomici aktorzy zagrali w marnym filmie.