Może zbyt pochopnie oceniam amerykańskie filmy. Pewnie że są przewidywalne jak cholera, ale zawsze jest z nich też sporo zabawy i gwarantują spory ładunek emocjonalny. I zawsze są technicznie na poziomie. Dlatego pewnie najczęściej właśnie po nie sięgam, mimo że potem narzekam na schematyczność i brak dwuznaczności.
Bad Boys jest filmem który oglądając ze znajomymi przewidzieliśmy w 80% od początku do końca. Już po przedstawieniu bohaterów wiadomo było że mały niewinny chłopiec zginie, a reżyser żeby dać nauczkę głównemu bohaterowi, za uczyni go mordercą. Potem jak wiadomo pojawi się motyw wspinania po więziennej hierarchii i oczywiście łańcuch nienawiści upleciony z aktów zemsty. Postaci co do jednej będą miały jakiś cel i zawsze będziemy się zastanawiać - ej, tego typu bohatera gdzieś już widziałem... Jedynym motywem który mnie zaskoczył to więzienny pojedynek Paco i O'Briena. I nie chodzi tu o bezpośrednią konfrontacje, bo do niej musiało dojść, ale to jak rozegrano akcję po wsadzeniu za kratki tego pierwszego. Oglądało się to jak turniej szachowy, gdy dwójka ciągle planowała swoje posunięcia, tak by wyeliminować przeciwników znienacka i bez hałasu. To był zdecydowanie fragment gdy od emocji aż kipiało, a ja nie wiedziałem w jaki sposób rozegra się reszta wydarzeń. Szkoda że reszt tak nie rozplanowano.
Wspominałem jednak we wstępie- zalet tu nie brakuje, jeżeli tylko przymkniemy oko na scenariusz. Świetna obsada, która dopiero co wczuwa się w swoje wielkie role (Clancy Brown tuż przed "Nieśmiertelnym świetny) gwarantuje że na ekranie nie ujrzymy drewna. A dobrych scen też nie brakuje. Choćby ta z puszkami coli- tak samo jak bohater mało nie dostałem szału przed ekranem. Napięcia znajdziemy w "Bad Boys" sporo i co najlepsze przechodzi ono na nas. To bardzo mocna strona.
Czy polecam ten film? Pewnie, bo mimo że nie jest pomysłowy, muzyka jest wprost fatalna, a morału łatwo się domyślić po kilku pierwszych scenach, to jest to sprawnie zrealizowane kino więzienne.